Artykuł w GW "Metamorfoza "mordercy nienarodzonych"
+9
rumianek :)
bywalec1
mama33
Mama i corcia
Joliczka
gonialbn
Zaklejona
Marzena i Maja
Nitka
13 posters
Strona 1 z 1
Artykuł w GW "Metamorfoza "mordercy nienarodzonych"
Polecam Wam artykuł Piotra Głuchowskiego i Marcina Kowalskiego - wart przeczytania, ze względu na spisane myśli drugiej strony - lekarza, który dokonuje aborcji.
Ciężarówki - nie czytajcie.
Metamorfoza "mordercy nienarodzonych"
"Były wiceminister zdrowia, Bolesław Piecha opowiada, jak zmienił poglądy i życie
- Karetka przywozi kobietę w ciężkim stanie. Miała usuwaną ciążę, ginekolog przedziurawił macicę. Moje zadanie to usunięcie resztek płodu i zaszycie. Podchodzę rutynowo, wszystko przebiega pomyślnie.
Cztery miesiące później w naszym szpitalu ta kobieta rodzi zdrowe dziecko. Macica nie była dość dobrze wyłyżeczkowana.
Ona jest moją sąsiadką z Rybnika, dwa bloki obok. Często widzę później, jak spaceruje z wózkiem. Nigdy nie zamieniamy słowa. Zasłona wstydu z obu stron.
Widząc ją, zaczynam myśleć: "Jak mogłem stać się maszynką do zabijania?".
Takimi słowami pan wtedy myśli: "maszynka", "zabijanie"?
- Nie, jeszcze wtedy nie. W tamtym czasie, a jest rok 1985, myślę i mówię: płód, zarodek, embrion, trofoblast. Ale przecież łyżeczkując, widzę co innego: dziecko, jego rączki, nóżki, główkę.
Żeby jakoś pokonać ten dysonans i zarazem nie zwariować, piję wódkę i robię się coraz bardziej ostry, czasem brutalny. Krzyczę na pacjentki, jakbym chciał przerzucić na nie winę za to, że muszę przeprowadzać zabiegi. Że przyszło mi sprzątać po ich seksualnych ekscesach. Pozwalam sobie nawet na jakieś makabryczne żarty... Chcę pokazać, jaki jestem twardy, zdecydowany, bez wątpliwości. Maska na twarz i robić swoje. Oto racjonalnie myślący materialista, który wszystko zniesie.
A nie jest pan taki?
- Pochodzę z rodziny katolickiej, gdzie do pacierza klęka się wspólnie z rodzicami, gdzie modlitwę odmawia się przed każdym obiadem i kolacją, gdzie chodzi się do kościoła nie tylko w niedzielę i święta. Gdzie rodzice są świętością a słowo "autorytet" ma wagę.
Autorytet, czyli kto?
- Nauczyciel, ksiądz, ogólnie: człowiek starszy. Panuje kult przedwojnia. Pamiętam takie powiedzenie: "Jak za starej Polski". Odległa, lepsza, kraina.
Dzieci, a jest nas czworo, są dorosłym posłuszne, zasłuchane w ich słowa, pamiętają o obowiązkach: sprzątanie, mycie naczyń, zakupy, rzetelna nauka...
Pruski dryl.
- Nieprawda. Rodzice nie bili, tylko z nami rozmawiali. Nie są wylewni - jak to na Śląsku - ale szczerzy i autentyczni w tym, co robią. A dla dzieci ważniejszy jest przykład niż słowa. Ja w szkole średniej nie piję alkoholu, nie palę, dobrze się uczę, chcę być lekarzem. Przez cztery lata liceum opuszczam tylko dwa dni nauki. Potem się to zmienia.
Na Śląską Akademię Medyczną trafiam w ostatnich latach Gierka.
W ostatnich latach śląskiego, pozornego, dobrobytu...
- Alkohol, muzyka, imprezy. Zachwyt dorosłością. Wchodzę w to. Wstyd mi już klękać przy kolegach w pokoju. Odpuszczam sobie pacierz, a potem niedzielne msze. Ale kiedy jadę do rodziców, nie daję nic po sobie poznać.
A wybór ginekologii?
- Przypadek. Na stażu w szpitalu w Żorach wpadam w oko ordynatorowi oddziału ginekologicznego. Po stażu dostaję mieszkanie w bloku i etat. Zakochuję się - Danuta, magister pielęgniarstwa, będzie moją żoną.
Pierwsze aborcje...
- ...od razu po studiach. W sumie przeprowadziłem około tysiąca zabiegów. Zabiłem tysiąc dzieci. Tak po prostu.
Teoretycznie powinienem przeprowadzić rozmowę z każdą kobietą, zrobić wywiad, czy istnieją tzw. względy społeczne niezbędne do usunięcia ciąży. W praktyce wystarczało, że kobieta opisze, jak wymiotowała w autobusie. Pytam: "Ile pani ma dzieci? Kiedy była ostatnia miesiączka? Choruje pani? Dziękuję".
Po wyjściu ze szpitala milczę. Ginekolodzy nie rozmawiają o aborcjach. To nasza mroczna tajemnica.
Żona wie?
- Domyśla się, ale nie podejmujemy tematu. Ona nie pyta, ja nic nie mówię. Generalnie mało w tym czasie rozmawiamy. Zamykam się w swoim piciu. Aż do 1985 roku. Pierwsza jest ta pacjentka, która rodzi mimo podwójnego zabiegu. Widzę oczywistość: gdybym prawidłowo wyłyżeczkował, tego dziecka by nie było. Popełniłem błąd, życie jest. Straszne to. A zaraz potem w ciążę zachodzi żona. Doniesienie przychodzi z trudem, rodzi się Jacek. Rok później drugi syn - Tomek, po dwóch latach - córka Kasia. Oglądam film "Niemy krzyk".
Gdzie?
- W szpitalu. Projekcję dla lekarzy zorganizowała grupa psychologów katolickich. Już to, że na nią poszedłem, uważam dziś za pierwszą jaskółkę zmiany. Sam film - szokujący.
Co może zaskoczyć ginekologa praktyka?
- A jednak zaskoczyło... Zobaczyłem zabijanie krok po kroku. Lektor nie używał już tego zakłamanego słownictwa: płód, zarodek. Film mówi: "dziecko".
Krytycy "Niemego krzyku" zarzucali mu manipulację: to dziecko ucieka przed narzędziem chirurgicznym, cierpi...
- ...bzdury! Myślicie, że pokazywano by ginekologom jakieś bajki? Film jest rzetelny. Oglądając go wówczas, zżymałem się, słysząc lektorski komentarz, ale co do meritum uwag mieć nie można.
Po projekcji zapada kompletna cisza. Lekarze skonsternowani. Państwo reprezentujący środowisko pro-life też nic nie mówią. To mnie porusza najbardziej. Milczenie.
Postanawiam: nigdy więcej! I mogę wprost usłyszeć, jak - pyk! - odblokowuje mi się sumienie.
Na początku zachowuję się niczym alkoholik, który już wie, że jest nałogowcem i nie może pić, a jednak boi się presji, więc stosuje różne wybiegi. A to nie pije, bo boli go głowa, innym razem musi prowadzić auto.
Zaczynam unikać wpisywania na zabiegi aborcyjne.
I działać w pro-life...
- W Rybniku dzięki psychologom z Klubu Inteligencji Katolickiej powstaje przy parafii poradnia. Mój pierwszy sukces to wyproszenie u szefa oddziału ginekologii zgody, by kobiety chcące usunąć ciążę trafiały tam na konsultacje.
Dzięki temu jednemu ruchowi ratuję wiele dzieci. Zaczynam też czytać. Głównie materiały z USA. Sam też piszę artykuły, ale nie ujawniam się z nimi w kraju, wysyłam do periodyków wychodzących za oceanem. Jeżdżę na spotkania pro-life do Włoch, Irlandii, USA.
Dlaczego w Polsce się pan nie ujawnia?
- Bo się boję ostracyzmu w środowisku.
Hipokryzja.
- Zgadzam się. I to trwająca latami. Ale w końcu zaczynam mówić o tym głośno w swoim macierzystym ZOZ-ie w Rybniku. Patrzą na mnie różnie.
O czym pan mówi?
- O tym, że aborcja to zabójstwo, a ja w nim nie chcę uczestniczyć.
W 1996 roku TVP 2 kręci ze mną 40-minutowy film "Zabieg". Mój coming out zaczyna się słowami: "Ja również zabijałem...".
Zrobił pan rachunek zysków i strat?
- Zrobiłem. Na pewno straciłem finansowo. W latach 90. koledzy przeprowadzający aborcje zarabiali coraz większe pieniądze w prywatnych gabinetach, a ja dokładałem do działalności pro--life z własnej kieszeni. Straciłem też swój wizerunek racjonalisty. Odwróciło się wielu ludzi, którzy zaczęli mnie traktować jak nawiedzonego, oszołoma. Nie nazwę ich przyjaciółmi. Powiedzmy: znajomi.
Ale zyskałem więcej.
Przede wszystkim wróciłem do korzeni. Do Kościoła, do Boga, do chrześcijańskich wartości - tak bliskich od dziecka. Poznałem nowych przyjaciół, ludzi wartościowych, oddanych sprawie życia nienarodzonego. Zyskałem równowagę...
...oraz miejsce w wielkiej polityce. Przed aborcyjnym coming outem zwykły radny Rybnika, potem już poseł, wiceminister zdrowia PiS...
- To nie ma nic do rzeczy. Moja kariera polityczna, jeśli tu można mówić o karierze, zaczęła się pięć lat po filmie "Zabieg" i zawdzięczam ją temu, że się znam na organizacji służby zdrowia. Ludzie wybrali do Sejmu dobrego dyrektora szpitala w Rybniku, bo tak się reklamowałem. Film i mój późniejszy wywiad dla "Gościa Niedzielnego" przeszły - poza środowiskami katolickimi - bez większego echa.
Główne media przypomniały sobie o mnie dopiero teraz, gdy zgłosiłem projekt ustawy zakazującej in vitro. A przecież wprowadzenie tego projektu to tylko naturalne zwieńczenie mojej życiowej drogi. Nic nadzwyczajnego.
Chce pan pozbawić możliwości posiadania dzieci tysiące par, by w ten sposób odpokutować prywatne winy. Jako antyaborcyjny neofita idzie pan w tym projekcie dalej, niż wymaga Kościół katolicki.
- Bo ja na temat powstawania życia i jego zabijania wiem więcej niż księża."
Piotr Głuchowski, Marcin Kowalski
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - Agora SA
Ciężarówki - nie czytajcie.
Metamorfoza "mordercy nienarodzonych"
"Były wiceminister zdrowia, Bolesław Piecha opowiada, jak zmienił poglądy i życie
- Karetka przywozi kobietę w ciężkim stanie. Miała usuwaną ciążę, ginekolog przedziurawił macicę. Moje zadanie to usunięcie resztek płodu i zaszycie. Podchodzę rutynowo, wszystko przebiega pomyślnie.
Cztery miesiące później w naszym szpitalu ta kobieta rodzi zdrowe dziecko. Macica nie była dość dobrze wyłyżeczkowana.
Ona jest moją sąsiadką z Rybnika, dwa bloki obok. Często widzę później, jak spaceruje z wózkiem. Nigdy nie zamieniamy słowa. Zasłona wstydu z obu stron.
Widząc ją, zaczynam myśleć: "Jak mogłem stać się maszynką do zabijania?".
Takimi słowami pan wtedy myśli: "maszynka", "zabijanie"?
- Nie, jeszcze wtedy nie. W tamtym czasie, a jest rok 1985, myślę i mówię: płód, zarodek, embrion, trofoblast. Ale przecież łyżeczkując, widzę co innego: dziecko, jego rączki, nóżki, główkę.
Żeby jakoś pokonać ten dysonans i zarazem nie zwariować, piję wódkę i robię się coraz bardziej ostry, czasem brutalny. Krzyczę na pacjentki, jakbym chciał przerzucić na nie winę za to, że muszę przeprowadzać zabiegi. Że przyszło mi sprzątać po ich seksualnych ekscesach. Pozwalam sobie nawet na jakieś makabryczne żarty... Chcę pokazać, jaki jestem twardy, zdecydowany, bez wątpliwości. Maska na twarz i robić swoje. Oto racjonalnie myślący materialista, który wszystko zniesie.
A nie jest pan taki?
- Pochodzę z rodziny katolickiej, gdzie do pacierza klęka się wspólnie z rodzicami, gdzie modlitwę odmawia się przed każdym obiadem i kolacją, gdzie chodzi się do kościoła nie tylko w niedzielę i święta. Gdzie rodzice są świętością a słowo "autorytet" ma wagę.
Autorytet, czyli kto?
- Nauczyciel, ksiądz, ogólnie: człowiek starszy. Panuje kult przedwojnia. Pamiętam takie powiedzenie: "Jak za starej Polski". Odległa, lepsza, kraina.
Dzieci, a jest nas czworo, są dorosłym posłuszne, zasłuchane w ich słowa, pamiętają o obowiązkach: sprzątanie, mycie naczyń, zakupy, rzetelna nauka...
Pruski dryl.
- Nieprawda. Rodzice nie bili, tylko z nami rozmawiali. Nie są wylewni - jak to na Śląsku - ale szczerzy i autentyczni w tym, co robią. A dla dzieci ważniejszy jest przykład niż słowa. Ja w szkole średniej nie piję alkoholu, nie palę, dobrze się uczę, chcę być lekarzem. Przez cztery lata liceum opuszczam tylko dwa dni nauki. Potem się to zmienia.
Na Śląską Akademię Medyczną trafiam w ostatnich latach Gierka.
W ostatnich latach śląskiego, pozornego, dobrobytu...
- Alkohol, muzyka, imprezy. Zachwyt dorosłością. Wchodzę w to. Wstyd mi już klękać przy kolegach w pokoju. Odpuszczam sobie pacierz, a potem niedzielne msze. Ale kiedy jadę do rodziców, nie daję nic po sobie poznać.
A wybór ginekologii?
- Przypadek. Na stażu w szpitalu w Żorach wpadam w oko ordynatorowi oddziału ginekologicznego. Po stażu dostaję mieszkanie w bloku i etat. Zakochuję się - Danuta, magister pielęgniarstwa, będzie moją żoną.
Pierwsze aborcje...
- ...od razu po studiach. W sumie przeprowadziłem około tysiąca zabiegów. Zabiłem tysiąc dzieci. Tak po prostu.
Teoretycznie powinienem przeprowadzić rozmowę z każdą kobietą, zrobić wywiad, czy istnieją tzw. względy społeczne niezbędne do usunięcia ciąży. W praktyce wystarczało, że kobieta opisze, jak wymiotowała w autobusie. Pytam: "Ile pani ma dzieci? Kiedy była ostatnia miesiączka? Choruje pani? Dziękuję".
Po wyjściu ze szpitala milczę. Ginekolodzy nie rozmawiają o aborcjach. To nasza mroczna tajemnica.
Żona wie?
- Domyśla się, ale nie podejmujemy tematu. Ona nie pyta, ja nic nie mówię. Generalnie mało w tym czasie rozmawiamy. Zamykam się w swoim piciu. Aż do 1985 roku. Pierwsza jest ta pacjentka, która rodzi mimo podwójnego zabiegu. Widzę oczywistość: gdybym prawidłowo wyłyżeczkował, tego dziecka by nie było. Popełniłem błąd, życie jest. Straszne to. A zaraz potem w ciążę zachodzi żona. Doniesienie przychodzi z trudem, rodzi się Jacek. Rok później drugi syn - Tomek, po dwóch latach - córka Kasia. Oglądam film "Niemy krzyk".
Gdzie?
- W szpitalu. Projekcję dla lekarzy zorganizowała grupa psychologów katolickich. Już to, że na nią poszedłem, uważam dziś za pierwszą jaskółkę zmiany. Sam film - szokujący.
Co może zaskoczyć ginekologa praktyka?
- A jednak zaskoczyło... Zobaczyłem zabijanie krok po kroku. Lektor nie używał już tego zakłamanego słownictwa: płód, zarodek. Film mówi: "dziecko".
Krytycy "Niemego krzyku" zarzucali mu manipulację: to dziecko ucieka przed narzędziem chirurgicznym, cierpi...
- ...bzdury! Myślicie, że pokazywano by ginekologom jakieś bajki? Film jest rzetelny. Oglądając go wówczas, zżymałem się, słysząc lektorski komentarz, ale co do meritum uwag mieć nie można.
Po projekcji zapada kompletna cisza. Lekarze skonsternowani. Państwo reprezentujący środowisko pro-life też nic nie mówią. To mnie porusza najbardziej. Milczenie.
Postanawiam: nigdy więcej! I mogę wprost usłyszeć, jak - pyk! - odblokowuje mi się sumienie.
Na początku zachowuję się niczym alkoholik, który już wie, że jest nałogowcem i nie może pić, a jednak boi się presji, więc stosuje różne wybiegi. A to nie pije, bo boli go głowa, innym razem musi prowadzić auto.
Zaczynam unikać wpisywania na zabiegi aborcyjne.
I działać w pro-life...
- W Rybniku dzięki psychologom z Klubu Inteligencji Katolickiej powstaje przy parafii poradnia. Mój pierwszy sukces to wyproszenie u szefa oddziału ginekologii zgody, by kobiety chcące usunąć ciążę trafiały tam na konsultacje.
Dzięki temu jednemu ruchowi ratuję wiele dzieci. Zaczynam też czytać. Głównie materiały z USA. Sam też piszę artykuły, ale nie ujawniam się z nimi w kraju, wysyłam do periodyków wychodzących za oceanem. Jeżdżę na spotkania pro-life do Włoch, Irlandii, USA.
Dlaczego w Polsce się pan nie ujawnia?
- Bo się boję ostracyzmu w środowisku.
Hipokryzja.
- Zgadzam się. I to trwająca latami. Ale w końcu zaczynam mówić o tym głośno w swoim macierzystym ZOZ-ie w Rybniku. Patrzą na mnie różnie.
O czym pan mówi?
- O tym, że aborcja to zabójstwo, a ja w nim nie chcę uczestniczyć.
W 1996 roku TVP 2 kręci ze mną 40-minutowy film "Zabieg". Mój coming out zaczyna się słowami: "Ja również zabijałem...".
Zrobił pan rachunek zysków i strat?
- Zrobiłem. Na pewno straciłem finansowo. W latach 90. koledzy przeprowadzający aborcje zarabiali coraz większe pieniądze w prywatnych gabinetach, a ja dokładałem do działalności pro--life z własnej kieszeni. Straciłem też swój wizerunek racjonalisty. Odwróciło się wielu ludzi, którzy zaczęli mnie traktować jak nawiedzonego, oszołoma. Nie nazwę ich przyjaciółmi. Powiedzmy: znajomi.
Ale zyskałem więcej.
Przede wszystkim wróciłem do korzeni. Do Kościoła, do Boga, do chrześcijańskich wartości - tak bliskich od dziecka. Poznałem nowych przyjaciół, ludzi wartościowych, oddanych sprawie życia nienarodzonego. Zyskałem równowagę...
...oraz miejsce w wielkiej polityce. Przed aborcyjnym coming outem zwykły radny Rybnika, potem już poseł, wiceminister zdrowia PiS...
- To nie ma nic do rzeczy. Moja kariera polityczna, jeśli tu można mówić o karierze, zaczęła się pięć lat po filmie "Zabieg" i zawdzięczam ją temu, że się znam na organizacji służby zdrowia. Ludzie wybrali do Sejmu dobrego dyrektora szpitala w Rybniku, bo tak się reklamowałem. Film i mój późniejszy wywiad dla "Gościa Niedzielnego" przeszły - poza środowiskami katolickimi - bez większego echa.
Główne media przypomniały sobie o mnie dopiero teraz, gdy zgłosiłem projekt ustawy zakazującej in vitro. A przecież wprowadzenie tego projektu to tylko naturalne zwieńczenie mojej życiowej drogi. Nic nadzwyczajnego.
Chce pan pozbawić możliwości posiadania dzieci tysiące par, by w ten sposób odpokutować prywatne winy. Jako antyaborcyjny neofita idzie pan w tym projekcie dalej, niż wymaga Kościół katolicki.
- Bo ja na temat powstawania życia i jego zabijania wiem więcej niż księża."
Piotr Głuchowski, Marcin Kowalski
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - Agora SA
Re: Artykuł w GW "Metamorfoza "mordercy nienarodzonych"
film "Niemy krzyk" jest na you tubie, mna wstrzasna.
Marzena i Maja-
- Potrafię : gotowac, zrozumiec dzieci, pomagac, spac
Wiek : 39
Jestem z: : Szklarska Poreba
Dzieci : Maja Emilia
Zaproszeń na ciacho : 35
Postów : 2104
Re: Artykuł w GW "Metamorfoza "mordercy nienarodzonych"
a ja nie widziałam i nie wiem czy podołam, bo czytałam recenzje
Re: Artykuł w GW "Metamorfoza "mordercy nienarodzonych"
tez dzis czytalam ten artykul
i bardzo Wam polecam
otwiera oczy tym, co mieli zamkniete!
i bardzo Wam polecam
otwiera oczy tym, co mieli zamkniete!
Zaklejona-
- Potrafię : pomalować dom
Wiek : 54
Jestem z: : Radomia
Dzieci : 3
Zaproszeń na ciacho : 1
Postów : 35
Re: Artykuł w GW "Metamorfoza "mordercy nienarodzonych"
Oglądałam niemy krzyk w liceum na lekcji religii,straszne
gonialbn-
- Potrafię : stanąć na głowie
Wiek : 47
Jestem z: : ?
Dzieci : !
Zaproszeń na ciacho : 16
Postów : 781
Re: Artykuł w GW "Metamorfoza "mordercy nienarodzonych"
po oglądnięciu "Niemego Krzyku" jestem w rozsypce , wstrząsający film!
Joliczka-
- Potrafię : co nie co
Wiek : 42
Jestem z: : Nowa Sól
Dzieci : mam dwów wspaniałych synów
Zaproszeń na ciacho : 28
Postów : 1730
Re: Artykuł w GW "Metamorfoza "mordercy nienarodzonych"
Absolutnie nie bede sie katowac ogladajac go,tez czytalam recenzje i juz to mi wystarczy.
Mama i corcia-
- Potrafię : dobrze zjesc:))
Wiek : 42
Jestem z: : Austrii
Dzieci : Jessica
Zaproszeń na ciacho : 149
Postów : 6803
Re: Artykuł w GW "Metamorfoza "mordercy nienarodzonych"
nie zachęcam do oglądania filmu
gonialbn-
- Potrafię : stanąć na głowie
Wiek : 47
Jestem z: : ?
Dzieci : !
Zaproszeń na ciacho : 16
Postów : 781
Re: Artykuł w GW "Metamorfoza "mordercy nienarodzonych"
Chyba nie dałabym rady obejrzeć tego filmu!
mama33-
- Potrafię : tańczyć oberka i nie tylko
Wiek : 48
Jestem z: : Warmii i Mazur
Dzieci : ukochany synek
Zaproszeń na ciacho : 123
Postów : 4674
Historia jakich pewnie wiele....
Z zasady nie biore udzilau w netowych dyskusjach "ideolo" n atemat aborcji. Nie dlatego bynajmniej bym nie miał na ten temat zdania - przewnie mam jasno sprecyzowane. Ale dlatego,że dyskusje ta mimo wysokiej temperatury i poziomu emccji maja to do siebi eże po wymianie argumentów kązdy pozostaje przy swoim zdaniau.
Natomiast jeśli trafię na forum na post kobiety ktora waha się - urodzić czy usunąć - i jest bodaj cień szansy że nie jest to prowokacja opowiadam taką (autentyczną!) historię:
"Witaj! Opowiem Ci pewną historię: Koniec lat 50-tych, aborcja od niedawna legalna i często wręcz polecana. Kobieta 42 lata, schorowana (wada serca, przewlekłe zapalenie stawów) ma już 3 dzieci w wieku od 7 do 17 lat. W małym domku bez wygód (3 izby) mieszka już 8 osób. A tu – wpadka, całkiem jak u Ciebie. Lekarz stwierdzając ciążę bez wahania wystawia skierowanie na aborcję. Kobieta jest wierząca, wie że aborcja jest rzeczą złą ale jest zagubiona i bardzo się boi, zwłaszcza tego że długo nie pożyje i nie zdąży „odchować” maleństwa. Ze swoimi wątpliwościami idzie do psychologa. Ten mądry człowiek po zapoznaniu się z sytuacją mówi: Absolutnie urodzić!
Kobieta: „A co będzie jak niedługo umrę?”
On: „Przecież jest starsze rodzeństwo, zaopiekują się”
Ostatecznie rodzi się czwarty syn.
Powiesz może: historia jak historia można spotkać takich wiele... Ale dla mnie ma ona szczególne znaczenie. Dlatego że ta kobieta – to moja matka. A to czwarte dziecko – to ja.
Gdy byłem już dorosły matka wyciągnęła z głębi szafy i pokazała mi pożółkły papier – właśnie to, na szczęście niewykorzystane, skierowanie – i opowiedziała mi całą tę historię. Nie wiem czy jesteś w stanie wyobrazić sobie jak to jest trzymać w ręku wyrok śmierci na... siebie. Ja to przeżyłem wiec czuję się upoważniony żeby w imieniu Dziecka, które nosisz prosić Cię:
Mamo! Nie rób mi nic złego! Zobaczysz, jak już będę wszystko się ułoży i będę Twoją wielką radością!
Pozdrawiam Cię serdecznie życzę dużo mądrości i odwagi.
PS. Dodam, że Mama zmarła gdy miałem.... 36 lat!"
Myślę że w ten sposób choć w malym stopniu spłacam Opatrzności dług wdzięczności za to że dane mi jest przeżywać fascynującą przygodę pt. "życie"
Natomiast jeśli trafię na forum na post kobiety ktora waha się - urodzić czy usunąć - i jest bodaj cień szansy że nie jest to prowokacja opowiadam taką (autentyczną!) historię:
"Witaj! Opowiem Ci pewną historię: Koniec lat 50-tych, aborcja od niedawna legalna i często wręcz polecana. Kobieta 42 lata, schorowana (wada serca, przewlekłe zapalenie stawów) ma już 3 dzieci w wieku od 7 do 17 lat. W małym domku bez wygód (3 izby) mieszka już 8 osób. A tu – wpadka, całkiem jak u Ciebie. Lekarz stwierdzając ciążę bez wahania wystawia skierowanie na aborcję. Kobieta jest wierząca, wie że aborcja jest rzeczą złą ale jest zagubiona i bardzo się boi, zwłaszcza tego że długo nie pożyje i nie zdąży „odchować” maleństwa. Ze swoimi wątpliwościami idzie do psychologa. Ten mądry człowiek po zapoznaniu się z sytuacją mówi: Absolutnie urodzić!
Kobieta: „A co będzie jak niedługo umrę?”
On: „Przecież jest starsze rodzeństwo, zaopiekują się”
Ostatecznie rodzi się czwarty syn.
Powiesz może: historia jak historia można spotkać takich wiele... Ale dla mnie ma ona szczególne znaczenie. Dlatego że ta kobieta – to moja matka. A to czwarte dziecko – to ja.
Gdy byłem już dorosły matka wyciągnęła z głębi szafy i pokazała mi pożółkły papier – właśnie to, na szczęście niewykorzystane, skierowanie – i opowiedziała mi całą tę historię. Nie wiem czy jesteś w stanie wyobrazić sobie jak to jest trzymać w ręku wyrok śmierci na... siebie. Ja to przeżyłem wiec czuję się upoważniony żeby w imieniu Dziecka, które nosisz prosić Cię:
Mamo! Nie rób mi nic złego! Zobaczysz, jak już będę wszystko się ułoży i będę Twoją wielką radością!
Pozdrawiam Cię serdecznie życzę dużo mądrości i odwagi.
PS. Dodam, że Mama zmarła gdy miałem.... 36 lat!"
Myślę że w ten sposób choć w malym stopniu spłacam Opatrzności dług wdzięczności za to że dane mi jest przeżywać fascynującą przygodę pt. "życie"
bywalec1-
- Potrafię : być poważny ale tez wesoły
Wiek : 67
Jestem z: : Warszawa
Dzieci : 2 córki
Zaproszeń na ciacho : 25
Postów : 336
Re: Artykuł w GW "Metamorfoza "mordercy nienarodzonych"
Nigdy bym się nie zdecydowała na aborcję.Tak myślalam mając 18 lat i tak myślę teraz.Jak mogłabym zabić własne dziecko.Wiem,ze zawsze znajdzie się jakieś inne rozwiazanie.Jest tyle par,które nie moga mieć dzieci,więc szanse na adopcje duże.
gonialbn-
- Potrafię : stanąć na głowie
Wiek : 47
Jestem z: : ?
Dzieci : !
Zaproszeń na ciacho : 16
Postów : 781
Re: Artykuł w GW "Metamorfoza "mordercy nienarodzonych"
Bywalcze łezka mi się w oku kręci... Przypuszczam, że między Tobą i Twoją Mamą musiała być szczególna więź...
rumianek :)-
- Potrafię : całe mnóstwo rzeczy :)
Wiek : 47
Jestem z: : Lublina
Dzieci : jedna kruszynka :)
Zaproszeń na ciacho : 31
Postów : 897
Re: Artykuł w GW "Metamorfoza "mordercy nienarodzonych"
Przeszly mnie ciarki na calym ciele i lza w oku zakrecila sie jak u Rumianka.
Mama i corcia-
- Potrafię : dobrze zjesc:))
Wiek : 42
Jestem z: : Austrii
Dzieci : Jessica
Zaproszeń na ciacho : 149
Postów : 6803
Re: Artykuł w GW "Metamorfoza "mordercy nienarodzonych"
Piekna i wzruszająca historia
aniaffff-
- Potrafię : niezle sprzatać
Wiek : 42
Jestem z: : Głowna
Dzieci : cudnego synka Filipka
Zaproszeń na ciacho : 145
Postów : 6097
Re: Artykuł w GW "Metamorfoza "mordercy nienarodzonych"
bywalec1, łezka mi spłynęła po policzku. Mogę tylko wyobrazić co czułeś i czujesz czytając tematy o takich sprawach. myśle że każdy kto przeczyta Twoją opowieść wzruszy się.
oglądałam też "Niemy Krzyk". płakałam i nie mogłam się powstrzymać. myśle ze ten film każdego łapie za serce. ale nie chciałabym widziec tego po raz kolejny. za duże to przeżycie, za wielki smutek i żal......
oglądałam też "Niemy Krzyk". płakałam i nie mogłam się powstrzymać. myśle ze ten film każdego łapie za serce. ale nie chciałabym widziec tego po raz kolejny. za duże to przeżycie, za wielki smutek i żal......
dagolis-
- Wiek : 73
Jestem z: : Wawa
Dzieci : Julia
Zaproszeń na ciacho : 51
Postów : 2524
Re: Artykuł w GW "Metamorfoza "mordercy nienarodzonych"
nie polecam oglądania filmu Niemy Krzyk !!!
wczoraj przed pójściem do łóżka poczytałam sobie tu na forum i postanowiłam go obejrzeć, to było straszne, nie obejrzałam do końca, nie wiem czy nawet do połowy doszłam... popłakałam się i mój mąż się wystraszył że cos się stało, w nocy nie mogłam zasnąć..............
wczoraj przed pójściem do łóżka poczytałam sobie tu na forum i postanowiłam go obejrzeć, to było straszne, nie obejrzałam do końca, nie wiem czy nawet do połowy doszłam... popłakałam się i mój mąż się wystraszył że cos się stało, w nocy nie mogłam zasnąć..............
agnese-
- Potrafię : wiele
Wiek : 40
Jestem z: : FR
Dzieci : mam córeczkę
Zaproszeń na ciacho : 23
Postów : 1559
Re: Artykuł w GW "Metamorfoza "mordercy nienarodzonych"
kiedy byłam na studiach moja koleżanka z pokoju zdecydowała się na aborcje...nie piszę o motywach bo nie o to chodzi...przed wyjazdem do Czech bodajże poszłam z nią do ginekologa w Polsce...jako jedyna słyszałam bicie serca jej dziecka...do dziś pamiętam tamten dzwięk...czasami mam wrażenie, że zapłaciłam za to, że wtedy nawet nie próbowałam jej powstrzymać...że ciągle płacę za to nieobronione wtedy życie...ufff
MamaM-
- Potrafię : być
Wiek : 48
Jestem z: : Polski
Dzieci : Mimi, Kubuś
Zaproszeń na ciacho : 67
Postów : 3351
Similar topics
» " Pachnidło: Historia mordercy" POLECAM
» "Kondzio, czy możesz mi powiedzieć, dlaczego ponton jest w maśle?"
» Wyniki konkursu "Coś dla małych, średnich i dużych" ze sklepem SalonZabawek.eu
» Spektakl "Alicja" na podstawie powieści Lewisa Carrolla
» "Popiół i kurz. Opowieść ze świata Pomiędzy"
» "Kondzio, czy możesz mi powiedzieć, dlaczego ponton jest w maśle?"
» Wyniki konkursu "Coś dla małych, średnich i dużych" ze sklepem SalonZabawek.eu
» Spektakl "Alicja" na podstawie powieści Lewisa Carrolla
» "Popiół i kurz. Opowieść ze świata Pomiędzy"
Strona 1 z 1
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach